Kiedy wyglądam przez okno, wcale nie wydaje mi się, jakby wiosna miała być tuż za rogiem. Wręcz przeciwnie – odnoszę wrażenie, że wiosenne sukienki, które czekają w szafie na swoją kolej, spędzą w niej jeszcze długie tygodnie. Żeby przywołać choć trochę wiosennego klimatu ratuję się świeżymi kwiatami i pielęgnacyjnymi rytuałami, które wprawiają mnie w cudowny nastrój. Kosmetyki, których używam wiosną różnią się zdecydowanie od tych cięższych, których używam zimą. Przestaje już mi być potrzebne intensywne odżywienie i otulenie, a coraz częściej szukam lekkości w konsystencji i świeżości w zapachu.
Od dłuższego już czasu coraz częsciej wybieram naturalną pielegnację. Cieszę się, że nie tylko ja dokonuję takich wyborów. Naturalne kosmetyki, bardzo często również wegańskie, są nie tyle łatwo dostępne, co nawet modne. Jeśli miałabym kibicować jakiemuś trendowi, to na pewno mogłabym kibicować temu.
Czym kieruję się podczas wyboru swoich kosmetyków?
To już nie ten moment, kiedy cieszę się z każdego dodatkowego słoika kremu i próbuję każdej nowości, na jaką się natknę. Przyszedł czas, kiedy w każdym aspekcie życia zaczęłam kierować się minimalizmem, a zamiast tego stawiać na wysoką jakość. Dodatkowy kosmetyk, nieważne jak nowy i atrakcyjny, który nie wzbudza mojego zaufania, nie cieszy tak bardzo jak ten, do którego jestem przywiązana i który sprawdza się idealnie. Do kilku kosmetyków jestem bardzo przywiązana i ostrożnie dobieram nowości. Jestem wierna jak labrador i raczej sprawdzam, co nowego pojawiło się w ofercie mojej ulubionej marki niż plądruję nieznane zakątki drogerii w poszukiwaniu nowinek do testów.
Z przyjemnością wybieram kosmetyki naturalne. Zależy mi na tym, by miały jak najprostszy skład i jak najczęściej były wegańskie. Tak jak przy mojej diecie, która w zdecydowanej większości jest wegetariańska, a coraz częściej totalnie roślinna, również przy wyborze kosmetyków kieruję się względami etycznymi jak i niezwykle ważną kwestią dobra naszej planety. Staram się, by to, czego używam, miało jak najmniejszy ślad dla środowiska. Sprzyja temu nie tylko wybieranie produktów marek, które również ten aspekt mają na względzie, ale także kupowanie kosmetyków, które są naprawdę przydatne i które z przyjemnością zużyjemy do końca. Dodatkowo lubię, kiedy używane przeze mnie kosmetyki są produkowane przez polskie marki. Cieszę się, kiedy mogę wspierać rodzimych przedsiębiorców.
Samo działanie kosmetyków jest kwestią, o której chyba nie trzeba wspominać. Co w moim przypadku równie ważne, jestem osobą bardzo wrażliwą na zapach i moje kosmetyki muszą po prostu pachnieć ładnie. Kiedy widzę kosmetyk o zapachu kokosa, wanilii, róży (o którym napiszę za chwilę), kwiatów czy owoców, sięgam po niego bez zastanowienia. Bardzo przywiązuję się do ulubionych zapachów, a te nierzadko wzbudzają we mnie najlepsze wspomnienia.
Moi wiosenni ulubieńcy:
Malinowy balsam do ust Mokosh
Kto mnie zna, ten wie, że rzadko kiedy ruszam się bez intensywnego koloru szminki na ustach. Czasy maseczek zmieniły to zdecydowanie (niestety) i w tym momencie nawet bardziej niż wcześniej skupiam się na pielęgnacji i ochronie ust. Balsam do ust o apetycznym i słodkim zapachu maliny nawilża, regeneruje i nabłyszcza usta. Czuję się bardziej niż gotowa na powrót intensywnie kolorowych ust!
Oczyszczająca pianka do twarzy Melo z kwiatów gorzkiej pomarańczy
To, co zmieniło się w mojej pandemicznej pielęgnacji najbardziej to fakt, że zrezygnowałam z ciężkich kryjących kosmetyków. Doceniłam i polubiłam uczucie oczyszczonej, nie przykrytej podkładem skóry. Oczyszczanie nabrało dla mnie jeszcze większego znaczenia. Uwielbiam moment, kiedy wieczorem zmywam resztki delikatnego makijażu i wklepuję krem lub olejek, a ta wegańska pianka zdecydowanie mi to umila. To zdecydowanie mój ukochany moment mojej pielęgnacji.
Wygładzający krem pod oczy Iossi czarny bez
Przyznam szczerze, że jeszcze kilka lat temu krem pod oczy uważałam za totalnie zbędny kosmetyk. Wyobrażałam sobie, że zacznę go używać dopiero w momencie, kiedy moją twarz pokryją zmarszczki co najmniej siedemdziesięcioletniej kobiety. Sytuacja zmieniła się w momencie, kiedy krem pod oczy dostałam w prezencie i po prostu zaczęłam go używać. I nie mogłam się z nim już rozstać. Muszę przyznać, że nic nie daje takiego wspaniałego uczucia orzeźwienia, jak nałożony rano chłodny krem pod oczy. I jeśli miałabym wybrać dwie rzeczy, bez jakich nie wyjadę choćby na jeden dzień, byłby to balsam do ust i krem pod oczy właśnie. Ten jest z czarnym bzem, odpowiedni dla wegan i idealny dla mojej wrażliwej skóry.
Olejek do twarzy The Ordinary z nasion dzikiej róży
Z różanym zapachem jest ciekawa historia, bo kiedyś totalnie nie mogłam go znieść. Wydawał mi się zbyt intensywny i ciężki. A teraz go uwielbiam i śmieję się, że musiałam dojrzeć i dorosnąć, by go polubić. W tym momencie nie potrafię się z nim rozstać i uwielbiam, kiedy otula mnie różany zapach kosmetyków. Z racji tego, że mam wrażliwą, naczynkową, skłonną do zaczerwienień i przebarwień skórę, ten olejek sprawdza się u mnie idealnie. Zmniejsza przebarwienia i zabezpiecza moją skórę przed utratą wilgoci. I nie muszę chyba wspominać, że aplikowanie olejku wieczorem na twarz połączone z delikatnym masażem to idealne bycie tu i teraz?
Masło do ciała Iossi Flower Power
Uwielbiam moment, kiedy po wieczornym prysznicu w skupieniu wsmarowuję kosmetyki w twarz i ciało. Dla mnie to rytuał, swoiste wyciszenie. Skupiam się wtedy na tym, by powoli, kawałek po kawałku, potraktować swoją skórę ulubionymi kosmetykami. Muszę przyznać, że to mój ulubiony moment dnia, ukochany rytuał, który nie tylko pozwala mi zadbać o siebie, ale również skupić na obecnej chwili, na sobie i wyciszyć. Masła do ciała to kosmetyki, które wybieram naprawdę uważnie. Zbyt lekki lub zbyt wodnisty kosmetyk totalnie się u mnie nie sprawdzi. Zwracam uwagę na to, by był gęsty, mocno odżywczy i, koniecznie, pięknie pachnący. To bezwodne masło do ciała o bogatym, odżywczym składzie i aromatycznym zapachu polecane jest zwłaszcza dla suchej skóry. Pod wpływem ciepła dłoni zmienia się w esencjonalny olejek, który dogłębnie pielęgnuje i pozostawia na ciele ochronny film. I jak, nie brzmi to jak idealny przepis na perfekcyjne mindfulness?
Wpis powstał we współpracy z Douglas.