Zaczynanie nowego projektu, czy jest to tygodniowe wyzwanie, czy tak jak w tym przypadku, działania na swoim, często wiąże się z pokonywaniem własnych lęków, obaw i przekonań. Raczej trudno o start bez jakichkolwiek wątpliwości, kiedy nowe umiejętności czekają na przetestowanie.
Dziś chciałabym podzielić się z Tobą przekonaniami i obawami, które towarzyszyły mi na początku mojej działalności z fotografowaniem i własnym biznesem. Dziś może to wyglądać tak, że wiem, co robię i jestem w miejscu, w którym nie brakuje pewności siebie, ale kiedyś wyglądało to zupełnie odwrotnie.
Zapraszam Cię do lektury wpisu, w którym podzielę się kilkoma rzeczami, które chciałabym wiedzieć. Myślę, że oszczędziłoby mi to wielu gorzkich lekcji, ale… czy byłabym w miejscu, w którym jestem dziś, gdyby nie one?
#1 Chciałabym wiedzieć, że nie muszę być taka, jak inni i podążać za wszechobecnymi trendami. Mogę mieć własny styl i z powodzeniem go realizować.
Pamiętam swoje początki fotograficznej zajawki, kiedy chyba nawet ja nie wiedziałam, że za kilka lat dokładnie na tym będę zarabiać. Zachwycałam się jednymi z pierwszych wtedy blogów fotograficznych i oglądałam zdjęcia realizacji ślubnych. Pamiętam, jak oczarowana byłam! Po pierwsze, przyzwyczajona do podlaskich biesiad, nie mogłam się nadziwić, jak piękne mogą być śluby i wesela w Polsce. ;) Po drugie, nie mogłam wyjść z zachwytu, jak piękne, eleganckie i klasyczne zdjęcia można tego dnia zrobić.
I kiedy kilka lat później zaczynałam działać ze swoją fotografią właśnie realizując reportaże ślubne, może i zmieniło się moje podejście do fotografii, natomiast nie zmieniło do inspiracji.
Pozostał ze mną zachwyt innymi. Innymi realizacjami, fotografami, kadrami, stylem obróbki i kolorystyką. Byłam przekonana, że jest tylko jedna prawidłowa droga wykonania jakiegoś zlecenia i to na pewno nie jest droga, którą ja podążam. Mój lęk wzmacniały grupy fotograficzne, w których wynoszone na piedestał były zdjęcia zrobione w określonej stylistyce.
Czułam się wtedy tym przytłoczona. Miałam wrażenie, że to, co ja mam do powiedzenia fotograficznie nie jest tak fajne, jak wszystko inne. Że muszę inspirować się wszystkimi i wszystkim, a później próbować upchnąć ten ogrom inspiracji w zdjęciach jednej osoby. Wiadomo, że nie było to możliwe.
Po paru latach wyrobiłam swój własny styl i nie muszę podążać za trendami obecnymi na fotograficznych forach. Ba, czasami nie wiem nawet, co jest modne. Nie interesuje mnie to. Robię swoje.
#2 Mogę dobrze zarabiać i nie muszę robić sesji za darmo. Mogę wyceniać się dobrze i być usatysfakcjonowana z poziomu swoich zarobków.
W tym momencie przypomina mi się jedna z rozmów z moją koleżanką. Opowiadałam jej, że stresuję się początkami swojej firmy, że zdobywam pierwsze zlecenia, ale nie idzie mi to tak sprawnie, jak bym tego chciała. Wspomniałam jej też przy okazji o cenach, jakie ustaliłam. I wiesz co? Do tej pory pamiętam jej minę i to, co powiedziała. Brzmiało to mniej więcej tak, że chyba na głowę upadłam, że chcę wycenić reportaż ślubny na dwa czy trzy tysiące złotych i nikt mi za to tyle nie zapłaci.
To, co wtedy poczułam, to ogromny wstyd za to, że mogę chcieć dla siebie takich (!!!) pieniędzy! (Umówmy się, nie jest to w ogóle wygórowana stawka za takie zlecenie i określiłabym to raczej jako absolutne minimum.) Czułam się zawstydzona tym, że zamiast przyjąć postawę męczennicy i robić wszystko za darmo, oczekuję za swoją pracę pieniędzy, które należą się jak psu buda. Pamiętam, że to gorzkie uczucie było ze mną przez długi czas, bo to nie była jedyna sytuacja, która wzmocniła moje negatywne przekonania na temat pieniędzy.
Doszłam jednak do momentu, w którym jestem święcie przekonana, że mogę zarabiać dobrze i że mogę wyceniać się na tyle, na ile uważam, że jest warta moja praca. I nic nikomu do tego.
#3 Nie muszę nieustannie inwestować w sprzęt i mieć całej szafki obiektywów, by robić dobre zdjęcia.
O jacie, to jest mocne! Jak ja się bałam i wstydziłam tego, że nie stać mnie na całą szafkę sprzętu!
Co robiłam, kiedy miałam jakieś fotograficzne wątpliwości? Pędziłam na fora i grupy na facebooku. Co na nich wyczytywałam? Że dopóki nie zainwestuję w sprzęt, to mogę się schować!
Że tylko pełnoklatkowa lustrzanka!
Tylko obiektyw 50 mm do portretów!
Że koniecznie 35 mm do wnętrz!
Że co najmniej trzy body ze sobą!
Że czym Ty w ogóle chcesz fotografować, że bezlusterkowiec? Chyba kpisz!
I człowiek naczytał się takich rzeczy, a potem dochodził do wniosku, że nie ma co w ogóle zaczynać, dopóki nie zainwestuje kilkunastu czy kilkudziesięciu tysięcy złotych w sprzęt. Ja się uparłam. Postanowiłam zacząć z tym, co mam i wycisnąć ze swojego sprzętu tysiąc procent. I wiesz co? Był to świetny pomysł! Trybu manualnego nauczyłam się na bezlusterkowcu, dzięki czemu lepiej wybrałam swoją pierwszą lustrzankę. Kiedy kupowałam kolejne obiektywy, poprzednie miałam już tak obcykane, że nowe wybierałam totalnie świadomie. Dzięki temu oszczędzałam kupę kasy, bo nie kupowałam czegoś, czego nie będę używać. Nauczyłam się wyciskać maksimum ze swojego sprzętu w najróżniejszych warunkach, dzięki czemu mało co było w stanie mnie zaskoczyć.
I przede wszystkim, nauczyłam się tego, że to ja robię zdjęcie, a nie mój sprzęt. A to najważniejsza lekcja, jakiej możesz nauczyć się w fotografii.
#4 Mimo tego, że jest dużo osób działających w moich zawodzie (i ciągle pojawiają się nowe), mogę zbudować silną markę opartą na moim charakterystycznym stylu.
Wychodzę z założenia, że ile osób, tyle sposobów na wykonanie tej samej rzecz. Różnimy się wartościami, podejściem do pracy, szybkością, różnym skupieniem na detalach, charakterem i flow. Każdy z nas zwraca uwagę na coś innego i tak samo każdy klient poszukuje czegoś innego.
Zamiast skupiać się na tym, co robią inni i maniakalnie się do tego porównywać, skup się na tym, co Ty robisz i jak najlepiej poznaj siebie. To właśnie dzięki swoim cechom charakterystycznym, swoim wartościom i swojemu stylowi pracy przyciągniesz klienta, z którym to właśnie Ty dogadasz się najlepiej.
Okej, może i jest dużo osób działających w moim zawodzie. Ale osób takich jak ja, które trafiają do podobnych ludzi, jest jedna.
#5 Mogę konsultować swoją pracę z innymi, wspierać się nawzajem, robić burze mózgów i dużo na tym skorzystam.
Historie na temat konkurencji i przepychania się łokciami, które słyszałam na początku swojej działalności, prawie że mrożą krew w żyłach. :) I może byłyby turbo straszne, gdybym wierzyła w to, że każdy jest moją konkurencją i ze wszystkimi muszę wojować.
I może bym wojowała, gdybym miała na to czas, a ja nie miałam, bo każdego dnia zakasałam rękawy i robiłam, co miałam do zrobienia.
Skupiałam się na tym, na co mam wpływ, co mogę zdziałać, co mogę dobrego wyciągnąć. I tak samo podchodziłam do innych ludzi. Jeśli mogłam z kimś wymienić się inspiracjami, skonsultować ścianę, do której dotarłam, życzyć komuś wszystkiego najlepszego – robiłam to. Bo od dawna wierzyłam, że dobra energia puszczona w świat wraca. I że sama mogę myśleć nad czymś rok, a ktoś może podrzucić rozwiązanie mojego problemu mimochodem, przy kawie.
Bo tak zwykle było – najtrudniejsze problemy rozwiązywałam wtedy, kiedy mówiłam o nich komuś bliskiemu.
#6 Nie mam obowiązku obrabiać zdjęć jak wszyscy, bo jest taka moda. Mogę mieć własny styl i nadal robić to fantastycznie.
A to jest w ogóle niekończąca się opowieść! Tak jak dość wcześnie doszłam do momentu, w którym uznałam, że mój styl pracy jest super i chcę go rozwijać, tak próba znalezienia stylu w obróbce trwała wiele miesięcy, choć może i lat. Miotałam się od prawej do lewej, przetestowałam chyba wszystkie obróbkowe trendy, jakie przewinęły się za czasów mojej działalności. I wiesz, do jakiego wniosku doszłam? Że nadążanie za tym wszystkim jest cholernie męczące.
To na złoto, to na zielono, to vintage, to nowocześnie, to mocna obróbka, to bez obróbki, to jaskrawe kolory, to wyprane. Tyle tego było!
Pamiętam moment, kiedy poczułam, że to jest właśnie to. Obrobiłam sesję, która była mega klasyczna, prosta i delikatna. Miałam wrażenie, że moja obróbka była raczej delikatnym muśnięciem, subtelną poprawką niż intensywną ingerencją. I wtedy poczułam, że to jest moje. Powiedziałam jeszcze sobie teatralnie “less is more” (maksyma mojego ulubionego architekta Miesa van der Rohe, w którego pracy rozkochiwałam się całe studia) i zostałam przy tym do dziś.
I mimo prostoty mojego obróbkowego stylu, uzyskałam przekornie klasyczny, elegancki efekt, który podobno jest rozpoznawalny z daleka. Czy nadąża za trendami? Szczerze mówiąc nawet nie wiem. :)
#7 A przede wszystkim – nie muszę mieć kierunkowego wykształcenia, by być świetna w tym, co robię. Jest milion innych sposobów na stawanie się ekspertem.
Syndrom oszusta – znasz to? Skoro nie uczyłam się do pracy, którą wykonuję teraz, nie mam “papierka”, fachu w ręku, jak zwał tak zwał, to na pewno jestem kiepska i nie potrafię wykonać swojego zawodu tak dobrze, jak inni. A co za tym idzie – nie mogę osiągnąć sukcesu, dobrze zarabiać, mieć silnej marki i tak dalej.
We mnie przez długi czas pokutowało takie przeświadczenie, że moje umiejętności są gorsze, skoro nie wyuczone w profesjonalnej placówce.
Później uświadomiłam sobie, że moje studia architektonicznie fenomenalnie rozwinęły we mnie poczucie estetyki, harmonii i własnego stylu. Miałam dzięki nim świetny background, choć niekoniecznie związany z fotografią. Ale to przecież też sztuka.
Technicznych aspektów fotografii, w tym obsługi sprzętu, uczyłam się godzinami czytając portale, oglądając filmy na YT i robiąc sama sobie fotograficzne wyzwania.
Robiłam dziesiątki, setki tysięcy zdjęć, po których wyciągałam wnioski i uczyłam się nowych rozwiązań.
Od internetowych wymiataczy uczyłam się tajników content marketingu, budowania marki i sprzedawania swoich usług.
Co najmniej raz w roku (a najczęściej kilka razy) jeździłam na co najmniej całodniowe warsztaty fotograficzne do różnych prowadzących uczyć się różnych umiejętności. Najczęściej fotografii portretowej, która w mojej opinii najbardziej wszechstronnie rozwija fotograficzne umiejętności.
I tak naprawdę, dzięki temu, że to wszystko robiłam z własnej woli, chęci i zajawki, nauczyłam się więcej i lepiej, niż gdyby ktoś przymusił mnie jako dwudziestolatkę do nauki tego na studiach. Nie ma nic lepiej wspierającego rozwój niż chęć i pasja do nauki.
Jeśli pałasz taką do fotografii, zapraszam Cię na Najbardziej Inspirujące Warsztaty Fotograficzne, na których rozwiniesz co najmniej kilka umiejętności z tego wpisu.
- Pomogę Ci odnaleźć swój styl w fotografowaniu. Podpowiem, jakie swoje mocne strony możesz wykorzystać i jak przekuć je na Twój fotograficzny charakter. A jak już to odkryjemy, wzmocnisz przekonanie o tym, że Twoja ścieżka jest właściwą ścieżką.
- Pokażę Ci, jak przygotowuję się do sesji zdjęciowych. Wspólnie stworzymy moodboard do sesji i ustalimy, jakie wykonamy ujęcia. Zobaczysz, jak wygląda moja współpraca z innymi usługodawcami – z modelką, florystką, makijażystką. Sprawdzisz, w jakim miejscu uwielbiam pracować.
- Opowiem Ci o sprzęcie, którego używam do realizacji konkretnych sesji, jak również pomogę Ci wykorzystać na maksa sprzęt, którym Ty fotografujesz. Przez kilka lat wypracowałam konkretne techniczne aspekty dla jak najlepszych efektów i chętnie Ci o nich opowiem. Bez obaw, nie jestem sprzętowym geekiem i pewnie myślisz, że moja sprzętowa szafka jest większych rozmiarów. ;)
- Nauczę Ciebie przed wszystkim robić zdjęcia, a nie tylko skupiać się na sprzęcie. Pokażę Ci, jak być uważnym podczas robienia zdjęć, co jest w mojej opinii najważniejszą umiejętnością w fotografowaniu.
- Pokażę Ci, jak nawiązać kontakt z modelką. Fotografowanie to bardzo intymna sprawa i bez umiejętności nawiązania kontaktu z osobą, którą fotografujesz, trudno jest osiągnąć efekt, o jakim marzysz. Mam swoje triki, którymi chętnie się z Tobą podzielę.
- Sama zrobisz zdjęcia podczas kilku warsztatowych ujęć. Sprawdzisz, jak pracować ze światłem i jak je wykorzystać na swoją korzyść. Będziesz miała czas na to, by samodzielnie pracować z modelką. Podpowiem, jeśli będziesz potrzebować pomocy.
- Skonsultuję Twoją pracę, zarówno jeśli chodzi o pracę z modelką, jak i efekty, które uzyskasz na warsztatowych sesjach.
- Powiem Ci, jak zrobić efektywną selekcję i jak poddać postprodukcji zdjęcia, które zrobisz na warsztatowej sesji. Przejdziemy przez proces postprodukcji od A do Z, więc z warsztatów wyjdziesz z gotowym już materiałem.
- Poznasz energię mojej pracy na sesjach. Sama uważam, że nie ma nic lepszego, niż podglądanie innych podczas ich pracy.
- Dam przestrzeń na to, by poznać się nawzajem z innymi osobami, które są tak samo zajarane fotografią jak Ty i tak samo chcą się rozwijać. Mam nadzieję, że dzień warsztatów będzie dopiero początkiem fantastycznych, wspierających znajomości. :)
Do zobaczenia na warsztatach!
Dodaj komentarz