Fotografia analogowa
Dlaczego fotografuję analogiem i jak pomaga mi to się rozwijać?
Kiedy wydawało mi się, że już odnalazłam siebie w fotografii, odnalazłam swój styl i nabyłam mnóstwo umiejętności, trafiłam na analoga. Znowu stałam się żółtodziobem szukającym informacji na temat tego, do czego służą poszczególne przyciski i pokrętła, gdzie i jaką kupić kliszę oraz, serio, co zrobić, by zrobić zdjęcie. Okazuje się, że kiedy myślisz, że w jednej dziedzinie zjadłaś już wszystkie rozumy, ukazuje się kolejna, zupełnie nowa, dzięki której nabierasz pokory. To fascynujące narzędzie. Fotografia analogowa zamyka na fotografię instant, zmusza do wolniejszego, bardziej uważnego myślenia, odcina od nastawienia na efekt, a w szczególności jest idealnym remedium na marazm i zastój. Dlaczego postanowiłam nauczyć się czegoś zupełnie dla mnie nowego i pozwoliłam sobie czuć się znowu w czymś zielona? Wszystkie odpowiedzi znajdziesz w tym wpisie. Zapraszam do lektury.
Fotografia analogowa - co mi daje i jak pomaga rozwinąć się w fotografii?
Kiedy robię zdjęcia analogiem, myślę głębiej.
W czasach mediów społecznościowych i smartfonów mądrzejszych od nas łatwo jest wyłączyć uważność. Biorę telefon do ręki, włączam kciukiem aparat, a za kilka sekund do folderu ze zdjęciami wpada kilkanaście (-dziesiąt) nowych ujęć. Jestem ostatnią osobą, która skrytykowałaby spontaniczne robienie zdjęć telefonem, ale doceniam fakt, że robienie zdjęć analogiem wymaga większej uważności. Robienie takich zdjęć jest droższe i wolniejsze, a co za tym idzie, do każdego muszę się przygotować.
Nie skupiam się na efekcie i wchodzę we flow.
Dużą presję w robieniu zdjęć może nakładać natychmiastowe sprawdzanie efektu. Wszystko widać od razu na ekranie telefonu czy aparatu. Co za tym idzie, zamiast skupić się na tworzeniu i dopracowywaniu pracy nad kadrem, skupiam się na tym, jak ostatecznie on wygląda. Finalnie może to blokować proces twórczy. Kiedy fotografuję analogiem, muszę bardziej ufać temu, co się dzieje, a nie temu, co mogę zobaczyć już po wywołaniu filmu. To sprawia, że skupiam się na tworzeniu i nie rozpraszam się tak łatwo.
Fotografia analogowa pozwala mi nauczyć się czegoś nowego.
Kiedy zaczynałam fotografować analogiem (już w dorosłym życiu, nie w podstawówce), nie potrafiłam zrobić nic. Bałam się pójść do sklepu i kupić klisze, bo obawiałam się, że nie będę wiedziała, co ktoś do mnie mówi lub o co pyta. Nie miałam pojęcia, jak tę kliszę założyć. Jak ją wyjąć. Co zrobić, żeby zdjęcie na pewno się udało. Podczas pierwszych eksperymentów czułam się jak totalny żółtodziób, co dało mi niezłego fotograficznego kopa!
Dzięki temu pobudzam swoją kreatywność i pokonuję zastój.
Zaczęłam bawić się analogiem w momencie, kiedy fotograficznie uderzyłam w ścianę. Czułam, że mam potężną wiedzę w temacie, a projekty pozwalają mi się realizować. Miałam trochę wrażenie, że nic już mnie w fotografii świeżego nie spotka (nie dyskutujmy o zasadności tego stwierdzenia ;)). Brakowało mi inspiracji i nowych kreatywnych wyzwań. Analog spadł mi jak z nieba. Znowu zaczęło mi się chcieć, fotografować, tworzyć i eksperymentować. Moja rada: jeśli masz zastój, spróbuj zrobić coś, czego nie umiesz.
Szukam swojego stylu wszędzie, tylko nie w postprodukcji.
Dostępność wspaniałych narzędzi do robienia zdjęć oraz postprodukcji wspaniale wpływa na jakość fotografii. Czasami jednak ich różnorodność może przytłaczać i popychać w kierunki, które nie do końca mają znaczenie. Na przykład w kierunek związany z efektowną postprodukcją zdjęć. Tak, wiem, jest to niezwykle ważny etap i sama na to zwracam wielką uwagę. Mimo to myślę, że fajnie jest czasami o tym zapomnieć. Zaufać kolorom kupionej kliszy i poszukać swoich charakterystycznych środków wyrazu w kadrze, kompozycji i sposobie patrzenia.
Robię mniej zdjęć, a co za tym idzie - selekcja jest dużo bardziej intensywna.
Każde 36 zdjęć (lub mniej!) zrobionych analogiem to wydatek co najmniej kilkudziesięciu złotych. Poza kosztami, sam fakt wymiany kliszy co kilka, kilkadziesiąt ujęć sprawia, że musimy się zatrzymać. Fotografując analogiem nie pstrykam zdjęć jak oszalała, a dużo bardziej zastanawiam się nad każdym kadrem. Selekcjonuję momenty, które na pewno warte są uwiecznienia na kliszy. Zarówno na sesjach, jak i podczas prywatnych okazji. Zdarza się, że momenty uchwycone na kliszy są dużo bardziej unikalne i z jeszcze większą przyjemnością je oglądam.
Fotografując analogiem przede wszystkim skupiam się na procesie.
Najważniejszą różnicą w fotografowaniu analogiem w porównaniu do aparatów cyfrowych jest to, że uczę się zupełnie innego myślenia. Przestawiam się z myślenia o efekcie na myślenie o procesie. Wtapiam się w proces. Skupiam tylko na tym. Wchodzę w jakieś niezwykłe flow. Jestem dużo bardziej uważna, może nawet skupiona, na tym, co właśnie w tym momencie robię. Mogę i pozwalam sobie bardziej popłynąć, skupić na czuciu, a nie tylko na tym, czy to co robię ładnie wygląda, czy nie. Jak dostanę skany, to się dowiem. Ale w tym momencie liczy się to, co widzę przed sobą i jak chcę to zobaczyć.
Zdjęcia w tym wpisie zrobiłam lustrzanką analogową Nikon F5.