Przeczytałam wczoraj komentarz, który bardzo mnie poruszył. Asia Glogaza napisała mega fajny wpis o tym, na co najlepiej wydała pieniądze w tym roku – zachęcam Was do przeczytania tego wpisu, jeśli go nie widzieliście. Pod nim pojawił się komentarz:
Ale jak tak o tym wszystkim myślę to najlepiej wydane pieniądze w ostatnim roku to była końcówka 2017, końcówka różnych akcji świątecznych i przeczytany opis ‘prezentu’ dla starszej pani – bilet do kina Kijów w Krakowie, żeby jeszcze choć raz w życiu móc się ubrać elegancko i zobaczyć ładny film w kinie, ewentualnie z biletem na dojazd (to była jedna jedyna prośba, pozostała lista to były standardowe produkty spożywcze i higieniczne, ale wszystkie z opisem najtańsze). Ogromna lekcja pokory i wdzięczności i zdecydowanie najlepiej wydane pieniądze w ostatnim czasie.
No wzruszyłam się do łez, po prostu.
We wpisie o tym, że wstaję codziennie o 5:30 pisałam, że każdy dzień zaczynam od krótkich ćwiczeń, medytacji, spisywania swoich luźnych myśli i właśnie listy wdzięczności. Nie pamiętam dokładnie, kiedy zaczęłam to robić, ale było to dobrych kilka lat temu. Pamiętam, jak przestraszona pierwszą pracą w Warszawie pisałam, jak się cieszę, że się tutaj przeprowadziłam.
Dążę do tego, że czasami zapominamy, jakimi jesteśmy szczęściarzami. Mamy wiele, a chcemy sięgać po jeszcze, i jeszcze więcej. Nie mówię, że zawsze mamy lekko i wszystko jest cudowne, ale że prawie zawsze można znaleźć jakiś powód do tego, by powiedzieć dziękuję za to, co mam.
Czasami o tym zapominam.
Musiałam zobaczyć smutne oczy starszego pana proszącego o drobniaki. Mogłam je wrzucić do podobnego kubeczka, w jakim właśnie niosłam kawę na wynos za kilkanaście złotych.
Musiałam wyjechać do Tajlandii i mieszkać dwa dni w wiosce na końcu świata, w której dzieciaki biegają w o co najmniej trzy rozmiary za dużych butach po starszym rodzeństwie, a w której my spaliśmy na podłodze w drewnianej chatce. Zajrzyjcie do podlinkowanego wpisu.
Musiałam przeczytać komentarz jak wyżej, by docenić to, że mogę biegać do kina, ile razy mi się tylko zechce. Serio, doceńmy to.
W czym mi pomaga lista wdzięczności?
Żeby ten wpis nie miał tak bardzo patetycznego wydźwięku, powiem Wam, w czym na co dzień pomaga mi myślenie o tym, za co jestem wdzięczna. Kiedy zaczynam dzień od wprowadzenia się w tak pozytywny nastrój, jakoś łatwiej przyjmować mi codzienne bolączki swojego świata. ;) Przeczytałam kiedyś, że tam, gdzie jest wdzięczność, jest i szczęście, bo nie ma miejsca na wymyślne oczekiwania.
Dodatkowo – jest to jedno z pierwszych moich zadań na liście to-do i jeśli odkreślę je z samego rana, jestem super nakręcona do tego, by realizować kolejne.
Takie pełne wdzięczności myślenie sprawdza się również w sytuacjach kryzysowych. Zdarza się tak, że w złości na jakąś pierdołę najchętniej zniszczyłabym pół świata, a już na pewno powiedziała komuś tak, że aż by w pięty poszło. Zanim przejdę do konfrontacji, staram się pomyśleć o tym, za co jestem tej osobie wdzięczna. Wtedy z kompletnie innym nastawieniem podchodzę do tych cięższego kalibru rozmów.
Można być wdzięcznym za naprawdę każdą pierdołę.
Ja jestem wdzięczna za to, że obudziłam się super rano, kiedy wszyscy jeszcze spali i mogłam pobyć w ciszy. Że piję właśnie ciepłą kawę, która tak miło pobudza. Że zrobiłam fajny trening, z którego wróciłam naładowana turbo pozytywną energią i ze świetnym humorem. Że mam fajną pracę, którą lubię i dzięki której zarabiam oraz że mam gdzie mieszkać.
Że mam rodziców, którzy dali dużo wolności do realizacji naszych celów i pewnie gdybyśmy odnieśli ogromne porażki, to jakoś by nam pomogli. Że mam brata, który odbiera moje rozhisteryzowane telefony, kiedy zapali się jakaś dziwna lampka w samochodzie. Że mam siostrę, która w razie życiowego kryzysu wykopie mnie z mieszkania na siłownię. Że mam obok siebie chłopaka, który doprowadza mnie swoimi wygłupami do płaczu (ze śmiechu ofkors).
Że mam cudnych ludzi, których poznałam dzięki temu blogowi i Instagramowi, którzy wypełniają swoim ciepłem moje dni. Że mam problemy w biznesie, które może i mnie denerwują, ale dzięki nim codziennie się czegoś uczę. Że upiekłam gruszki pod kruszonką i były takie dobre. Że jestem zdrowa, że fajnie mi się żyje, a jak mam jakieś problemy, to jakoś sobie z nimi radzę.
To są takie turbo pierdoły, że naprawdę na co dzień można nie zwrócić na nie uwagi. A przecież to takie rzeczy dają mi szczęście. Nie gonitwa za jakimiś szalonymi celami.
A, i jeszcze jedno zdanie, na które się ostatnio natknęłam. Można po nim przewrócić oczami, ale może warto od niego zacząć, szczególnie w ciężkich momentach. Jeśli nie wiesz, za co być wdzięcznym, sprawdź swój puls.
Dodaj komentarz